Ostatnio Wredny smok przyniósł mi pyszną zupkę, zainspirowałam się i powstała pyszna, rozgrzewająca i kolorowa zupa idealna na chłodne, jesienne dni. Połączenie papryki i soczewicy bardzo mi zasmakowało więc zupa wchodzi na stałe do menu.
Składniki:
♥Opakowanie czerwonej soczewicy 200 g
♥6 małych marchewek
♥1 żółta i 1 czerwona papryka
♥1 cebula
♥Garść cukinii pociętej w paski
♥Kawałek selera
♥2 duże ziemniaki
♥1 mała pietruszka
♥1 mały por
♥Łyżka oleju rzepakowego
♥2 kostki bulionu warzywnego bio albo innego ♥ Łyżeczka koncentratu pomidorowego, dla koloru /opcjonalnie/
♥Przyprawy: słodka papryka, pieprz kajeński, sól morska lub himalajska różowa, sos sojowy /opcjonalnie/
Warzywa: marchewki, paprykę, cukinię i cebulę kroimy w paski, albo w julienkę jak to mówi Pascal ;). Wrzucamy do garnka z wodą i dwiema kostkami bulionowymi. Po drodze wsypujemy: sól, słodką czerwona paprykę, nie żałujemy jej sobie i pieprz kajeński /tu uwaga: ma być szczypta, co by gościom twarzy nie wykręciło... no chyba, że nam oto chodzi/. Dodajemy łyżkę oleju. Gotujemy ok. 20 min. Wrzucamy ziemniaki pokrojone w kostkę i gotujemy 5 minut, wsypujemy soczewicę i gotujemy całość 15-20 min, aby nie rozgotować. Wyłączamy gaz: ostro się hamujemy, żeby z łakomstwa nie poparzyć ozora i czekamy, aż trochę przestygnie. Zapraszamy znajomych i łakomie zajadamy.
Jadę sobie tramwajem i czuję że mnie łapie jakąś jesienna chandra, a tu SMSiak od moich wariatek. Zaprosiły mnie na późny obiad i mimo, że same nie są wege, ani tym bardziej wegan zrobiły mi wegańskie żarcie. Na obiados "przegrzebki" z sosem z białego wina i mleka koko i kaparami, a na deser, co prawda nie wegańskie, ale za to bezglutenowe ciasto pomarańczowo migdałowe. Postaram się niedługo zweganizowac ten przepis zobaczymy czy mi wyjdzie…
Pogoda jaka jest każdy widzi, lubię jesień, ale musze się pilnować żeby za dużo nie rozkminiać i nie wpadać w ten „nieśmieszny” nastrój. Niezawodnymi sposobami na podniesienie poziomu endorfin są przyjaciele m.in. moje małpy z Krzyków, albo w tym przypadku moje wariatki z Daszyńskiego. Aby przetrwać ponure pory roku trzeba sobie znaleźć jakieś sposoby na doładowanie akumulatorów: spędzać jak najwięcej czasu z bliskimi ludźmi, dużo czytać, oglądać, chodzić na spacery, albo /w moim przypadku działa najlepiej/ na taniec. Każdy ma cos takiego, wystarczy się zastanowić co nas „podnosi”, myślę, że bez trudu można wymienić przynajmniej 5 takich „baterii”:
1. Przyjaciele – małpy, wariatki i inne śmieszne stwory 2. „Biesiadowanie”/jedzenie - najlepiej wegańskie, pogaduchy, śmiech/ 3. Spacery 4. Głaskanie futer 5. Taniec, ruch 6. Czekolada „maj low” ;)
"przegrzebki" najlepiej smakują posypane świeżo zmielonym pieprzem
Gosia i Doris. Omnomnom :)
mistrz kuchni poleca, czyli "przegrzebki" w wykonaniu Gosi :)
przepis dla mnie "po polsku" :P
ciacho pomarańczowo migdałowe
Prezent od Doris, która w ostatni weekend eksplorowała łódzkie knajpy, opuszczone fabryki włókiennicze i odwiedziła też sklep firmowy "Pan tu nie stał".
Jakiś czas temu przyjechała z Niemiec moja przyjaciółka Aga i przywiozła mi po raz kolejny do wypróbowania wegańskie kosmetyki Alverde /tusz, puder płynie i puder mineralny sypki/ i pomyślałam sobie, że napisze kilka słów o tym co mam w kosmetyczce, co się sprawdza i jest wegańskie, a czego radziłabym unikać. Ciągle szukam kosmetyków o wegańskim składzie, niedawno odkryłam na stronie Essence, że niektóre z ich tuszy mają wegański skład, upewniałam się u Marty z Kocich uszu i się trochę jaram, bo są po prostu tanie.
Z tym wegańskim stylem życia to trochę jest tak, że czasem trzeba trochę poszperać, poszukać, zasięgnąć języka i okazuje się że na rynku dostępnych jest wiele alternatyw i możemy śmiało znaleźć coś dla siebie co będzie nie testowane na zwierzętach, bez żadnych odzwierzęcych składników i jeszcze niedrogie. A dlaczego to "nie testowanie" jest dla mnie takie ważne? Nie każdy do końca zdaje sobie sprawę, że tuszu do rzęs nie testuje się malując króliczkowi oczy, pasty do zębów myjąc małpie zęby i szamponu do włosów myjąc zwierzęciu w uroczej atmosferze sierść... Testy na zwierzętach w dzisiejszych czasach, kiedy mamy inne alternatywne opcje testowania, to "zwyczajny" sadyzm. Więc szukam alternatyw i unikam testowańców.
Poniżej zamieszczam kilka sprawdzonych na sobie kosmetyków. W niektórych się zakochałam, ale jest też jeden kosmetyczny bubel. Kosmetyki Alverde można kupić w internetowym sklepie Drogeria Niemiecka, a tusze Essence są dostępne w sieci Superpharm.
Moja nowa miłość zawiera m.in. olej z pestek moreli. Pozwala osiągnąć efekt lekkiego naturalnego makijażu bez efektu maski. Jeśli oczekujemy większego krycia to musimy sięgnąć po podkład Gosh.
Ma fajny ziołowy zapach i na tym jego plusy niestety się kończą. Po dwóch godzinach wyglądam jak miś panda z tuszem pod oczami. Powinien się nazywać antitalent :P
A dla niewtajemniczonych
mały przykład procederu wiwisekcji, którego NIE musimy wspierać.
Będę szukać jeszcze jakiegoś fajnego wegańskiego różu albo pudru w kulkach i cały czas szukam lakieru do włosów. Alverde ma naprawdę fajną kolorówkę, ale z dostępnością w Polsce jest problem, bo po prostu nie ma sklepów stacjonarnych, w których możemy to kupić, a nie każdy ma Agę, która robi takie prezenty, albo chce zamawiac przez neta, więc mam nadzieję, że uda się coś wyszperać u naszych rodzimych producentów.
Nadal eksperymentuję z farbami do włosów, żeby znaleźć upragnioną rudość i żeby było wegańsko, a przynajmniej bez testowania na zwierzętach, może niedługo coś o tym napiszę. Póki co zachęcam wszystkich do chodzenia na zakupy z listą nietestowanych produktów i rozkminianie, które są całkowicie wegańskie. Nie wspierajmy okrucieństwa.