sobota, 28 listopada 2015

ZIĄB I ŁAMANIE W KOŚCIACH - rozkminy i motywacje

   Przywaliła ta matka natura, oj przywaliła. Było znośnie, ot sweter i narzucona na kręgosłup jakaś góra, a teraz tu podwiewa, tam podwiewa. Jako zadeklarowany zmarzluch, wpuszczam podkoszulkę w spodnie, opatulam się chustą, naciągam czapkę na uszy. Stałym elementem wieczoru jest wielki imbryk herbaty ze świeżym imbirem, lektura i mruczenie futer z prawej i z lewej.  Kto nie zaopatrzył się w kota na Jesień i Zimę ten gapa, uwali się taki człowiekowi na kolana, grzeje i mruczy. Można sporo zaoszczędzić na ogrzewaniu i antydepresantach. 


   Tytuł bloga częściowo oddaje jaką jestem osobą. Z jednej strony czują się bardzo „mała”-niepewna, a z drugiej cholernie głodna i ciekawa życia. Staram przezwyciężać swoje lęki. Pracuję teraz nad tym, żeby nauczyć się jak radzić sobie ze stresem. Nie mamy wpływu na wszystko – niby to oczywiste – i nie możemy traktować wszystkiego śmiertelnie poważnie. Czasem trzeba pogodzić z tym, że porażka może zdarzyć się każdemu i to naprawdę nie musi być koniec świata. Warto w takim momencie się zatrzymać, przyjrzeć się sobie, swojemu życiu i zastanowić, co nie zagrało. Może wzięliśmy na siebie za dużo, a może po prostu podjęliśmy się czegoś do czego nie mieliśmy przekonania od początku, a nie umieliśmy odmówić, bo mamy problem z asertywnością – tak m.in. bywa u mnie. 

   Czasem po prostu trzeba coś zmienić i być może z czegoś zrezygnować. Nie możemy przypisywać całej odpowiedzialności za to, co czujemy innym Mamy wpływ przede wszystkim na siebie i swoje podejście do życia. Możemy coś zrobić ze sobą, ze swoim myśleniem, działaniem, życiem. Nie ma co, w jakiejkolwiek życiowej, trudnej sytuacji uprawiać "samobiczowania" –  do czego mam tendencję  –  bo  to nie prowadzi do niczego.  


   W moim przypadku zawsze wszystko lepiej funkcjonuje, kiedy pamiętam o tym, żeby nie być dla siebie zbyt surową i traktować siebie jak przyjaciela. Dlatego też, postanowiłam więcej robić dla siebie i swojego rozwoju, dla swojego dobra i zdrowia. 

   Dobrze jest mieć kilka płaszczyzn które zajmują nam czas i dają satysfakcję /np. praca, pasje, przyjaciele, związek, wolontariat, uprawianie sportu itd./, bo jeśli w jednej coś nie gra to inne mogą dać nam siłę i pozytywną energię. Niestety ostatnio jest tak, że w 3 z nich: praca, bliscy i zdrowie jest gorzko, bardzo gorzko, więc chcę zrobić coś ze sobą, żeby nie zwariować i nie myślę tylko o jesiennym spadku nastroju, tylko o poważnym pogorszeniu stanu zdrowia.

   Wdrażam więc skromny plan, który pozwoli mi uniknąć wizyty smutnej pani z mackami, która przybija mi dłonie i stopy do łóżka i maluje świat szarością i marazmem. Mam zamiar pokazać jej fucka! i dobrze sobie radzić.

  
   1.  Przebieżki i joga
    W moim obecnym stanie zdrowia ruch jest baaaardzo ważny, poza tym pozytywnie wpływa na poprawę nastroju, a jak wiadomo „w zdrowym ciele zdrowy duch” i odwrotnie! Bez tego dostaję świra.
 

   2. Duuuużo czytania
    Obowiązki w pracy wymagają, m.in. przeczytania 2 powieści w miesiącu, rozebranie ich na czynniki pierwsze i przygotowanie zajęć, tak żeby były atrakcyjne dla każdej z grup /mam 2 grupy osadzonych/. Musze też zapoznać się z dwoma kolejnymi do przodu, tak, żeby na aktualne zajęcia przynieść coś, co będziemy czytać w następnej kolejności. Więc w praktyce czytam 2 tytuły + zapoznaję się z dwoma kolejnymi, oprócz tego czytam masę literatury psychologicznej i pedagogicznej, bo organizacja takich zajęć wymaga ciągłego doszkalania się i samokształcenia. Podoba mi się taki bat nad głową i czytanie takich ilości, mimo braku czasu. Poza tym im więcej czytam, tym więcej się orientuję w temacie i w dalszej perspektywie... lepiej, pewniej się z tą zdobytą wiedzą czuję. 


   3. Rysowanie i kolorowanie
   Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małym głodomorem dużo rysowałam. Pamiętam, że sprawiało mi to wiele przyjemności, ale później zaczęłam się porównywać z innymi i straciłam motywację. Teraz do tego wracam. Nieśmiało jeśli chodzi o rysunek. Koloruję też całą masę gotowców dla dorosłych, choć na początku trochę śmiałam się z tych kolorowanek to teraz jestem od tego „uzależniona”. Niesamowicie mnie to relaksuje, nawet po naprawdę ciężkim dniu.

Koty grzejniki - niejadalne ;)


 Pozdrawiam K.

czwartek, 12 listopada 2015

LISTOPADOWE PESTO na DEPRECHĘ

Za oknem szaro, buro i depresyjnie. Skutecznie zwalczam taki nastrój kolorami z kuchni. Pan Tofu i Pietruszka to pogromcy mojej koleżanki deprechy. Jesienią należy pokazywać jej środkowy palec.

Fot. Monika Małek
Fot. Monika Małek
Składniki:

♥ 2 spore pęczki natki pietruszki
♥ 8 łyżek pestek dyni lub słonecznika
♥ 2 lub 3 ząbki czosnku
♥ 5 łyżek roztartego, naturalnego tofu /wegetarianie mogą użyć sera typu bursztyn czy jakiegoś innego późno dojrzewającego, byleby z podpuszczką mikrobiologiczną i ominąć wtedy płatki drożdżowe/
♥ łyżka płatków drożdżowych
♥ 8 łyżek oliwy extra vergine
♥ 2 łyżeczki octu jabłkowego lub balsamicznego
♥ 2 łyżeczki skórki startej z cytryny /łyżeczka soku z cytryny opcjonalnie/
♥ Świeżo mielony czarny pieprz i sól morska lub himalajska


Wykonanie:


Z natki pietruszki usuwamy grubsze części łodyg i szatkujemy. Pestki dyni lub słonecznika prażymy na suchej patelni i lekko kroimy, żeby nam się później lepiej zblendowały. Wszystkie składniki blendujemy. Doprawiamy solą morską i świeżo mielonym pieprzem do smaku. Możemy dodać ciut więcej oliwy lub soku z cytryny, to już jest kwestia indywidualna każdego głodomora. Podajemy z ulubionym makaronem i pokrojonymi na ćwiartki pomidorkami koktajlowymi lub na grzankach.
Smacznego K.

wtorek, 27 października 2015

Tunezyjska Harissa

    Kolejny przepisz z ciepłych krajów, bo za oknem ziąb więc trzeba się rozgrzewać. Przepis jest inspirowany wskazówkami rodowitej Tunezyjki. Harissa to świetny składnik, który podrasuje nam potrawy i nada im wyrazisty, pikantny smak.
 
Fot. Monika Małek


Składniki:

30 suszonych papryczek chilli
3 ząbki czosnku
Sól morska
1 łyżeczka kminku
2 łyżeczki kminu rzymskiego
2 łyżeczki owoców kolendry
1,5 łyżeczki suszonej, zmielonej mięty
Opcjonalnie 1 łyżeczka świeżego, tartego imbiru


Wykonanie:


Papryki zalać wrzącą wodą na około 40 minut. Odsączyć z wody i usunąć nasiona. Czosnek przecisnąć przez praskę lub rozgnieść. Kolendrę, kminek i kmin rzymski utłuc w moździerzu. Wszystkie składniki zblendować, dodać oliwę. Harissę po zalaniu oliwą można przechowywać w lodówce do 4 tygodni. Może stanowić dodatek do sosów, zup, marynat, past, kanapek, dipów, kasz i makaronów. Można ją dodać również do farszu na pierogi, posmarować grzanki, dodać do "majonezu" itd.
                                                           
                                                                          Smacznego :)
 

niedziela, 20 września 2015

„Zrób sobie Tadżin” czyli marokański gulasz z marchewki i ciecierzycy

   Lato się skończyło, za oknem już nieuchronna jesień. Dzisiaj mam straszną ochotę na jakieś smaki, które przeniosą mnie do egzotycznych krajów i dadzą namiastkę innego miejsca. Po podniebieniu chodzą aromaty Maroko i Tunezji i marzy się jakiś super wyjazd. Póki co warunków nie ma, więc zamienię sobie moją polską kuchnię we Wrocławiu na kuchnię Maroka. Przepis na gulasz pochodzi od rodowitej Marokanki, która regularnie przygotowuje go dla swojej rodziny. Moja przyjaciółka jakiś czas temu wyjechała do Niemiec i zaprzyjaźniła z dziewczynami z Maroko i Tunezji, wyciągnęła dla mnie ten przepis. Jaram się, bo gulasz jest pyszny i aromatyczny, a jego przygotowanie wyjątkowo przyjemne ze względu na zapachy, które unoszą się w mojej kuchni podczas gotowania.

fot. Monika Małek
fot.Monika Małek



 
Składniki:

5 średnich marchewek 
300 g namoczonej przez noc  ugotowanej do miękkości ciecierzycy
1 cebula
4 ząbki czosnku
1,5 łyżeczki startego, świeżego imbiru 
1 łyżeczka kurkumy 
2 łyżeczki cynamonu w proszku 
3/4 łyżeczki czarnego pieprzu 
1/2 łyżeczki pieprzu cayenne 
1/2 łyżeczki przyprawy Ras el hanout  
Garść suszonych pączków róży 
3 łyżki posiekanej kolendry lub natki pietruszki 
4 łyżki syropu z agawy 
Garść suszonych śliwek lub rodzynek  /można wymieszać pół na pół/ 
3/4 szklanki bulionu warzywnego
3 łyżki oliwy

Wykonanie:

W głębokim garnku, patelni lub naczyniu tadżin rozgrzać oliwę, dodać posiekane cebule z czosnkiem. Dodać przyprawy: imbir, kurkumę, cynamon, ras el hanout, roztarte w dłoniach pączki róży,  pieprz czarny i kajeński,  kolendrę i pokrojone w szerokie słupki marchewki. Dolać bulion wraz ze szklanką wody i dusić na średnim ogniu do miękkości warzyw ok. 25-30 minut. Dodać syrop z agawy, ciecierzycę, śliwki i gotować na małym ogniu kolejne 30 minut, dolewać w razie potrzeby więcej wody i doprawić do smaku większą ilością syropu z agawy lub przypraw. Gotować do ulubionej gęstości potrawy. Serwować posypane posiekaną kolendrą z dodatkiem kaszy kus kus lub chleba.

  Tadżin to smakowo zapachowy obłęd. Zróbcie koniecznie i poczęstujcie nim bliskich, a zwykła niedziela zamieni się w egzotyczną podróż. W oryginalnym przepisie jest miód, zamieniłam go na syrop z agawy, który świetnie się sprawdził. Wykonanie jest naprawdę proste.

Smacznego.

piątek, 10 lipca 2015

Głodomor nadaje

           Od pewnego czasu cisza na blogu, Głodomor siedzi cicho i nic nie pisze. Nie znaczy to że umarł z głodu, albo wrócił do mięsarianizmu, znaczy to po prostu tyle, że na swą rudą głowę wziął sobie dużo i cisnął tematy żeby wyrobić normę, jak na wiecznie głodnego wrażeń potwora przystało. 

          Mój styl życia cały czas kręci się wokół weganizmu i roślin, ale jakby kto pytał to formalnie nie jest w 100% wegański, tzn. że moja dieta jest w 99% roślinna. Nie potrzebuję etykietki 100% vegan, ważne dla mnie jest, że w praktyce ograniczam produkty odzwierzęce, na tyle na ile jest to dla mnie możliwe. Jeśli oczekujecie po tym blogu wpisów tru-wegańskich to takich nie będzie.

 Przez ostatnie tygodnie miałam kupę roboty, studia, praca i Veganmania. W tym roku miałam okazję ogarniać festiwal, cały czas działam z lokalną wrocławską grupą Otwartych Klatek i zajmowało mi to sporo czasu. Kończę też studia i zwyczajnie mam sesję /kilka egzaminów/ i przygotowania do najgrubszego czyli licencjackiego. Pracuję też normalnie 8 godzin dziennie,  więc zajęć mi nie brakuje. Trochę przegięłam z tymi obowiązkami, bo w pewnym momencie już mi mózg parował, żeby wszystko zrobić na czas. Mało jadłam, prawie nie gotowałam, nie sprzątałam i spałam po maksymalnie 4 godz. na dobę – przy dobrych wiatrach – więc lekko nie było. Sporo czasu w mojej głowie zajmuje też myślenie o moim boyfrendzie i tym w co się razem bawimy. Dużo jest tego rozkminiania, emocji i przeżywania różnych rzeczy w głowie.

Są sprawy, w które się zaangażowałam w zeszłym roku, które mnie nakręcają, sprawiają, że czuje się „na miejscu” i nie wyobrażam sobie, że mogłabym tego nie robić. Przy okazji organizacji Veganmanii nauczyłam się bardzo dużo, poznałam mnóstwo genialnych osób /m.in. Klaudynę i Michała Andrijewskich z córką Matyldą - Klaudyna jest autorką "Tosi i Pana Kudełko" i Dianę Szumilas dietetyczkę i autorkę bloga Vegan Corner/ –  przez cały czas mogłam liczyć na pomoc reszty grupy. Otwartoklatkowi to naprawdę świetni ludzie, pełni zapału do pracy. Wolontariat w OK. polecam każdemu z czystym sumieniem. 

Veganmania Komando
Dzieje się.
Rodzina Andrijewskich - "Rodzina na roslinach" czyli rozmowy o wegerodzicielstwie.
"Vegan INK" - benefit tatuatorski. Na zdjęciu Winiol Tattoo.
 Zmierzloki Tattoo.
Kasia Krutak, Redberry tattoo studio.
Sugar Szop.
Pan Pieróg czyli Pierogi z Jasienicy.
Dobra Kreska.
Strefa Otwarte Klatki Kids i Mortycja
ekipa Zdrowej Krowy, z prawej Nono.
wystawa Kasi Krutak.
 Z prywaty powiem jeszcze że moje przeczołgane po ziemi, skostniałe serducho naprawdę zmiękło i jestem szczęśliwa z moim osobistym kibicem, chociaż w głowie jeszcze cały czas cykor siedzi. Czas leci, mijają kolejne miesiące i jest dobrze, ale o tym może coś więcej w innym poście ;)

Hummusożercy <3

Za zdjęcia dziękuję Monice Małek i Asi Golczyk.
  Pozdrawiam K.