Przywaliła
ta matka natura, oj przywaliła. Było znośnie, ot sweter i narzucona na
kręgosłup jakaś góra, a teraz tu podwiewa, tam podwiewa. Jako zadeklarowany
zmarzluch, wpuszczam podkoszulkę w spodnie, opatulam się chustą, naciągam
czapkę na uszy. Stałym elementem wieczoru jest wielki imbryk herbaty ze świeżym imbirem, lektura i mruczenie futer z prawej i z lewej. Kto nie
zaopatrzył się w kota na Jesień i Zimę ten gapa, uwali się taki człowiekowi na
kolana, grzeje i mruczy. Można sporo zaoszczędzić na ogrzewaniu i
antydepresantach.
Tytuł bloga częściowo oddaje jaką jestem osobą. Z jednej strony czują się
bardzo „mała”-niepewna, a z drugiej cholernie głodna i ciekawa życia. Staram
przezwyciężać swoje lęki. Pracuję teraz nad tym, żeby nauczyć się jak radzić sobie
ze stresem. Nie mamy wpływu na wszystko – niby to oczywiste – i nie możemy
traktować wszystkiego śmiertelnie poważnie. Czasem trzeba pogodzić z tym, że
porażka może zdarzyć się każdemu i to naprawdę nie musi być koniec świata. Warto w takim
momencie się zatrzymać, przyjrzeć się sobie, swojemu życiu i zastanowić, co nie zagrało. Może
wzięliśmy na siebie za dużo, a może po prostu podjęliśmy się czegoś do czego
nie mieliśmy przekonania od początku, a nie umieliśmy odmówić, bo mamy problem z
asertywnością – tak m.in. bywa u mnie.
Czasem po prostu trzeba coś
zmienić i być może z czegoś zrezygnować. Nie możemy
przypisywać całej odpowiedzialności za to, co czujemy innym. Mamy wpływ przede wszystkim na siebie i swoje podejście do życia. Możemy coś zrobić ze sobą, ze swoim myśleniem, działaniem, życiem. Nie
ma co, w jakiejkolwiek życiowej, trudnej sytuacji uprawiać "samobiczowania" – do czego
mam tendencję – bo to nie prowadzi do niczego.
W moim przypadku zawsze wszystko lepiej funkcjonuje, kiedy pamiętam o tym, żeby
nie być dla siebie zbyt surową i traktować siebie jak przyjaciela. Dlatego też,
postanowiłam więcej robić dla siebie i swojego rozwoju, dla swojego dobra i
zdrowia.
Dobrze jest mieć kilka płaszczyzn które zajmują nam czas i dają satysfakcję
/np. praca, pasje, przyjaciele, związek, wolontariat, uprawianie sportu itd./,
bo jeśli w jednej coś nie gra to inne mogą dać nam siłę i pozytywną energię. Niestety
ostatnio jest tak, że w 3 z nich: praca, bliscy i zdrowie jest gorzko, bardzo
gorzko, więc chcę zrobić coś ze sobą, żeby nie zwariować i nie myślę tylko o
jesiennym spadku nastroju, tylko o poważnym pogorszeniu stanu zdrowia.
Wdrażam więc skromny plan, który pozwoli mi uniknąć wizyty smutnej pani z mackami,
która przybija mi dłonie i stopy do łóżka i maluje świat szarością i marazmem.
Mam zamiar pokazać jej fucka! i dobrze sobie radzić.
1. Przebieżki i joga
W moim obecnym stanie zdrowia ruch jest baaaardzo ważny, poza tym pozytywnie wpływa na poprawę nastroju, a jak wiadomo „w zdrowym ciele zdrowy duch” i odwrotnie! Bez tego dostaję świra.
2. Duuuużo czytania
Obowiązki w pracy wymagają, m.in. przeczytania 2 powieści w miesiącu, rozebranie ich na czynniki pierwsze i przygotowanie zajęć, tak żeby były atrakcyjne dla każdej z grup /mam 2 grupy osadzonych/. Musze też zapoznać się z dwoma kolejnymi do przodu, tak, żeby na aktualne zajęcia przynieść coś, co będziemy czytać w następnej kolejności. Więc w praktyce czytam 2 tytuły + zapoznaję się z dwoma kolejnymi, oprócz tego czytam masę literatury psychologicznej i pedagogicznej, bo organizacja takich zajęć wymaga ciągłego doszkalania się i samokształcenia. Podoba mi się taki bat nad głową i czytanie takich ilości, mimo braku czasu. Poza tym im więcej czytam, tym więcej się orientuję w temacie i w dalszej perspektywie... lepiej, pewniej się z tą zdobytą wiedzą czuję.
Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małym głodomorem dużo rysowałam. Pamiętam, że sprawiało mi to wiele przyjemności, ale później zaczęłam się porównywać z innymi i straciłam motywację. Teraz do tego wracam. Nieśmiało jeśli chodzi o rysunek. Koloruję też całą masę gotowców dla dorosłych, choć na początku trochę śmiałam się z tych kolorowanek to teraz jestem od tego „uzależniona”. Niesamowicie mnie to relaksuje, nawet po naprawdę ciężkim dniu.
Koty grzejniki - niejadalne ;) |
Pozdrawiam K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz