Zapiekanka pod beszamelem
♥ Ziemniaki,
♥ marchewka,
♥ cebula,
♥ uprażony
na suchej patelni słonecznik,
♥ posiekana
natka pietruszki
♥ 2
szklanki mleka sojowego,
♥ 2
łyżki margaryny roślinnej/bezmlecznej,
♥ Przyprawy:
różowa sól himalajska, pieprz, gałka muszkatołowa, papryka mielona słodka,
tymianek
Przygotowanie:
Marchew obieramy i kroimy na niezbyt cienkie plasterki/kawałki, ziemniaki też
na nie za cienkie plasterki. Marchew wrzucamy do gara z wodą i gotujemy, po 10
minutach dorzucamy ziemniaki i oba warzywa obgotowujemy tak, żeby widelec dał
się wbić ale ich nie rozgotowujemy. Cebulę kroimy w kosteczkę i smażymy do
miękkości.
Sos: 2
łyżki margaryny roztapiamy na patelni i dodajemy 2 łyżki przesianej mąki,
całość chwilkę zasmażamy, zaczną się robić takie bąbelki (nie przypalamy :P),
dolewamy pomału 2 szklanki mleka sojowego, mieszamy pomału tak żeby nie było
grudek. Dodajemy szczyptę soli, pieprzu i gałkę muszkatołową. Cały czas
mieszamy, jak zgęstnieje i będzie jednolity to zdejmujemy z gazu.
Silikonową formę na tartę, albo jakąś
inną smarujemy oszczędnie olejem i wysypujemy podgotowaną marchew i ziemniaki,
przekładamy trochę podsmażoną cebulką /odsączoną z oleju, na którym się
smażyła/, posypujemy prażonym słonecznikiem, sypiemy paprykę, sól himalajską i
tymianek, mieszamy. Całość polewamy sosem beszamelowym i zapiekamy ok. 20
min. W 180 stopniach, aż góra zrobi się złocista. Po wyjęciu z piekarnika
posypujemy resztą uprażonego słonecznika i posypujemy natką. Smacznego! :)
Vegan
lifestyle
W moim życiu jest
coraz więcej weganizmu, jakiś rok temu zaczęłam ostrożne rozkminy tematu,
zabawę przepisami, szukanie kosmetyków cruelty free. W miarę upływu czasu coraz
więcej czytałam, trochę oglądałam i moja świadomość niektórych tematów znacznie
wzrosła. Gdzieś pod skórą kiełkowała myśl o byciu real Vegan. W miarę
ogarniania tematu pomału ograniczałam (rezygnowałam jest tu złym określeniem)
jedzenie jajek i mleka. Wypróbowywałam też przepisy na sojtany, sojonezy,
pasty, zapiekanki, dipy, pesta i całe mnóstwo innych pyszności. Coraz bardziej
jarało mnie robienie sobie tego samodzielnie i odkrywanie wciąż nowych, nowych
smaków. Jajek i mleka praktycznie nie kupuję, jogurtów też, śmietanę robię
sobie sama, bo krowia mnie odrzuca. Sama nie wiem kiedy moje życie stało się
takie wegańskie :). Nie muszę oglądać filmów nt. przemysłu mięsnego,
mleczarskiego czy jajczarskiego, żeby wiedzieć, że taki proceder jest zły.
Czasem mnie coś zainteresuje, obejrzę, a potem zbieram się jakiś czas plując
sobie w brodę, jak mogłam przez dwadzieścia kilka lat się do tego
przykładać.
Kiedyś na początku drogi wege sama postrzegałam weganizm jako coś
ortodoksyjnego i wynikało to z nieświadomości pewnych spraw, braku głębszego
zainteresowania się problemem wykorzystywania zwierząt. Teraz myślę, czuję i
rozumiem, że weganizm jest jakimś wyjściem, jakimś rozwiązaniem problemu,
sposobem na ograniczenie masowego cierpienia i wyzysku zwierząt. Nie znam
innego, który byłby łatwiejszy do wprowadzenia w swoje życie, rzeźnie i fermy
same nie znikną, a zmieniając swój styl życia można to ograniczyć.
Nie wiem, czy uda mi się być w 100% Vegan, nie wiem, na razie to wygląda
tak, że przestałam też kupować sery. Zobaczymy, niczego sobie nie narzucam,
wiele rzeczy przychodzi mi naturalnie, bez wysiłkowo inne wymagają więcej
ogarniania. Póki co, cały czas jestem na etapie "weganizującego wegetarianizmu". Kiedyś przejmowałam się bardzo, co ludzie powiedzą na moje bycie
wege, przerobiłam kilka nie fajnych sytuacji. Dopiero teraz, po kilku latach bycia wegusem pomału zaczyna mi to
zwisać, sama nikogo nie indoktrynuję, nie chcę też żeby ktoś to robił w stosunku do
mnie. Do cudzych wyborów podchodzę ze spokojem, przy wspólnym jedzeniu, nikomu
nie mówię co i jak ma jeść. Każdy jest
odpowiedzialny siebie samego i za to jaki świat kreuje wokół siebie. Ja jestem odpowiedzialna przede wszystkim za siebie i swoje
wybory i na tym się skupię.