„Niemoc choć pogoda sugeruje coś
zupełnie innego” – taki miał być tytuł
posta, ale pogoda się zmieniła i idealnie odzwierciedla moje samopoczucie.
Miało być… Przez okno wpadają
promienie słońca i kuszą żeby wyjść na spacer. Słychać śpiew ptaków i tylko w
małym stopniu docierają do mnie odgłosy jeżdżących tramwajów i autobusów.
Doceniam posiadanie okien od podwórka i to jeszcze w takiej zielonej dzielnicy.
A jest… na dworze siąpi i wieje,
a chodnik sprawia wrażenie jakby chciał mnie przytulić, wszystko jest szare,
mokre i jakieś takie lepkie.
Chciałabym, żeby mój wiosenny
post natchnął energią i entuzjazmem, ale obecnie zaliczam jakąś niemoc. Niemoc
czytania, choć terminy zbliżają się nieubłaganie. Niemoc pisania prac, choć
terminy zbliżają się nieubłaganie. Niemoc nauki, choć terminy…
Jedyne, co jestem w stanie robić to
oglądać filmy i gapić się na stos książek, które zachłannie wypożyczyłam z
biblioteki i nie mogę się za nie zabrać.
No i jest jeszcze mizianie kota. Tak to jestem w stanie robić, choć z pewnym
wysiłkiem.
Nie wiem, czy to zmęczenie tym,
co było w moim życiu przez ostatnie kilkanaście miesięcy i teraz jeszcze wyłazi
ze mnie, zupełnie jakby organizm jeszcze się z tego wszystkiego oczyszczał.
Może po prostu potrzebuję wiosennego detoksu. Zadbania o siebie fizycznie i
emocjonalnie. Takiej gruntownej regeneracji od podstaw.
Ok. No więc, jak to zrobić? Może
na początek kopnąć się w dupę dość mocno.
Zadbać o dietę. Niestety leniwy
głodomor ostatnio leniwie je i trzymać się tego postanowienia jeśli chodzi o
bieganie przynajmniej raz w tygodniu, bo to jednak daje pewnego kopa energii.
Rozpisanie planu jest dobrym pomysłem. To jest właśnie to czego nauczyłam się niedawno na
sesjach kołczingowych. Rozpisanie zadań i terminów realizacji zwiększa prawdopodobieństwo
– przynajmniej w moim przypadku – że coś uda mi się zrobić.
1. Zdrowiej jeść – bo mimo wszystko nie zawsze mi to wychodzi. Ograniczyć słodycze. Wyeliminować chipsy całkowicie! i pić więcej wody i zielonej herbaty. Dobrą opcją będzie zapisywanie sobie ile tego, czy owego zjadłam i wypiłam danego dnia.
2. Biegać raz w tygodniu i raz w tygodniu zaliczać zielony spacer po wałach.
3. Czytać codziennie 10 stron z HKK do egzaminu.
4. Codziennie przez 15 minut pouczyć się z rosyjskiego.
5. Przeczytać 1 artykuł dziennie, np. jadąc tramwajem czy autobusem. Spędzam w nich do 2 godzin dziennie, tak bywa gdy są korki, więc dobrze byłoby ten czas wykorzystać na coś sensownego, a nie zamulać i gapić się w okno.
Tu leniwy obiad: pieczone ziemniaczki z oliwą z oliwek, sola morską i tymianem, tekturki z sezamem i perwers oliwki z ogórkami /była promo w Feniksie/
Ok. do dzieła. W kolejne dni będę się rozliczać ile czego wchłonęłam w sensie pokarmu dla ciała i dla duszy. Postaram się wytrzymać miesiąc. :)